Fot. Archiwum zdjęć Olgi i Grażyny Zielińskich
data publikacji: 3 lipca 2023
tekst: Miriam Kobierski
Przechadzając się pewnego wiosennego dnia po wystawie plakatów Jana Zielińskiego ("Estetyka na zasze, sztuka na co dzień") – jako pasjonatka jazzu – starałam się wyłowić motywy muzyczne. Toteż jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy wśród plakatów poświęconych głównie polskim artystom, pisarzom czy aktorom ujrzałam nawiązanie do Milesa Davisa. Nie dałoby się pomylić tej złotej trąbki z instrumentem żadnego innego muzyka, a eksplozja kolorów na plakacie od razu przeniosła mnie do żywego świata muzyki i zaczęłam nucić znane utwory Davisa.
Autorem plakatu jest Jan Zieliński a dwie główne postacie, o których praca informuje to właśnie znakomity wirtuoz muzyki jazzowej Miles Davis oraz polski dziennikarz, pisarz, aktor – w skrócie persona popkultury – Filip Łobodziński. I to drugie nazwisko tu nie jest mniej istotne, gdyż to ów autor jako tłumacz książki pod tytułem “Miles. Autobiografia” napisanej przez kompozytora i Quincy’ego Troupe’a był bohaterem spotkania w Poleskim Ośrodku Sztuki. Davis to oczywiście amerykański trębacz, kompozytor i jeden z najbardziej wpływowych muzyków XX wieku, który o roli sztuki w swoim życiu mówił następująco: “muzyka zawsze była moim przekleństwem, bo ciągle czułem pęd, żeby grać. Zawsze była najważniejszą sprawą w życiu i jest nadal”[1].
Nic więc dziwnego, że cały plakat jest w istocie poświęcony muzyce, a nie pracy tłumacza. Na pierwszym planie widnieje wspomniana już, przykuwająca wzrok, złota trąbka. Instrument ten jest nierozerwalnie powiązany z Davisem – Davis bez trąbki to jak człowiek bez ręki czy nawet bez duszy. Zresztą od pierwszych prób na tym instrumencie zaczęła się jego kariera. W książce “Miles. Autobiografia” czytamy, że kiedy muzyk dowiedział się, że Billy Eckstine z zespołem zagra w Rivierze, chwycił za trąbkę i wraz z kolegą miał nadzieje zdążyć na próbę zespołu. Gdy wszedł do klubu, został zapytany, czy gra na trąbce. Gdy odpowiedział twierdząco, zaczął grać z zespołem i wtedy postanowił, że wyjedzie do Nowego Jorku, żeby zamieszkać wśród swoich muzycznych idoli[2].
Cały plakat to feeria kolorów, która może odnosić się do samego Milesa i jego osobowości oraz do tego, że maestro lubił barwny, krzykliwy styl. Ponadto autobiografia obfituje we wspomnienia, w których jest wiele opisów barw i faktur, zdradzających szczególną wrażliwość artysty także na aspekty wizualne. Kiedy Davis wspomina swoją matkę to pisze, że była piękną kobietą, z prawdziwą klasą, nosiła brylanty, odznaczała się indyjską urodą i miała fioła na punkcie kapeluszy[3]. Opisując muzyka Clarka Terry’ego użył sformułowania, że “trudno nie poznać trębacza, skoro tak szałowo się ubiera”[4] – ten miał na sobie kapitalny płaszcz i piękny szal[5]. A wspominając o Frances obok tego, że miała artystyczną duszę i była gwiazdą, zauważa jej miodową cerę[6].
Gdy jednak mowa o kolorach, to nie sposób nie nawiązać do płyty zatytułowanej “Aura”, która została nagrana w 1985 roku, lecz wydana w 1989 roku. Jest to dedykowany Milesowi Davisowi album koncepcyjny zawierający suitę kompozycji Pallego Mikkelborga, w którym każdy kolor to inny bohater historii: biel, żółcień, pomarańcz, dwa odcienie czerwieni, zieleń, błękit, indygo i fiolecie. Początkowe utwory, tj. “White” i “Yellow”, to najbardziej subtelne i stonowane kompozycje, natomiast już utwór “Orange” zmienia dynamikę i wprowadza elektronikę do mieszanki. Następna pozycja to “Red” – jak sama barwa wskazuje jest to dynamiczny utwór, gdzie przebija się pulsująca linia basu, za to utwory “Green” i “Blue” wracają do chłodnego i spokojnego tonu. “Electric Red” łączy chłód z poprzednich utworów i energiczność wspomnianego już utworu “Red”. “Indigo” zdaje się kończyć przygodę szybkim i dynamicznym akcentem, jednakże ostatnia kompozycja “Violet” to łagodna rozkosz dla duszy. Gra Johna McLaughlina na gitarze elektrycznej to czysta magia na strunach, a trąbka Davisa brzmi jak płynne złoto dla ucha. Nie bez powodu album ten zdobył dwie nagrody Grammy. Dźwięki płynnie przechodzą tworząc całość, każda nuta jest przemyślana, jednym słowem eufonia.
Umieszczenie na plakacie samego napisu „Miles” – tj. bez nazwiska – nie jest bez znaczenia. Po pierwsze kompozytor jest tak znany w świecie muzycznym, że wystarczy podać pierwsze imię i już wiadomo, o kogo chodzi. Stąd też tylko imię znajdziemy w tytule książki, do której odnosi się plakat. Jej podtytuł „Autobiografia” możemy odczytać po skosie lub pionowo – inaczej niż zwykłe napisy informacyjne. Wyglądają jak guziki, które z kolei przypominają zawory na trąbce umożliwiając zmianę wysokości dźwięku. Co więcej, pojedyncze litery w kółeczkach korespondują ze strojami trąbki B, F i A; ciekawe jest też, że kółeczko z literą “B” zostało napisane z wielkiej litery – a najpopularniejszym strojem trąbki jest B. Dzięki temu każdy element plakatu tworzy całość i spójny obraz muzyczny. Barwne przebijające kolory złota i czerwieni na plakacie nawiązują do bogatej twórczości artysty. Uznany za innowatora muzyki jazzowej, szukał inspiracji w brzmieniu instrumentów muzyki elektronicznej, gdzie dźwięk jest wytwarzany za pośrednictwem drgań elektrycznych. Lubił eksperymentować z dźwiękiem, szczególnie jeśli chodzi o przetwarzanie dźwięku trąbki z różnymi efektami i był w stanie stworzyć dźwięk przypominający gitarę elektryczną.
Trudno nie zauważyć żaru czy ognia wydobywającego się z czary trąbki (znajdziemy go też na innych plakatach muzycznych Zielińskiego). Niewykluczone, że koresponduje on z pierwszym rozdziałem książki, który zaczyna się od – barwnego oczywiście – opisu błękitnego płomienia; to wspomnienie jest dla niego tak żywe jak muzyka. Przyznaje, że płomień ten zapalił jego wewnętrzny ogień[7].
![]() nn |
![]()
|
Plakaty muzyczne Jana Zielińskiego: Zbigniew Namysłowski i przyjaciele. Wieczór jazzowy, 1999, Poleski Ośrodek Sztuki, kolekcja prywatna; Ogólnopolski Konkurs Gitarowy im. Manuela M. Ponce, 1982, kolekcja prywatna
|
Pejzaż miasta może być nawiązaniem do zarysu Nowego Jorku na tle nieba – wysokie budynki na plakacie wyglądają jak wieżowce i drapacze chmur. Davis mieszkał w kamienicy przy West 77th Street, która jedocześnie był jego domem i studiem, gdzie komponował swoje albumy.
Interesujące jest, że Łobodziński w wywiadzie w 2019 roku porównał tłumacza do jazzmana, mówiąc, że “musi zagrać tak, żeby temat był rozpoznawalny, ale poza tym ma dużą swobodę”[8]. W swoim przekładzie dziennikarz umiejętnie zachowuje ducha oryginalnego dzieła i słowa Davisa, natomiast umniejsza wulgarność tekstu. Na zajęciach tłumacz usłyszał od profesora, że “romans z utworem, który się nie podoba, z góry skazany jest na porażkę”[9]. Na szczęście współzałożyciel dwóch grup muzycznych – Zespołu Reprezentacyjnego i Dylan.pl – nie miał z tym problemu, gdyż muzyka to jego pasja.
Co tu więcej pisać, zachęcam do zapoznania się z twórczością Davisa i ucieczki myślami do jego Nowego Jorku.
Zobacz inne plakaty Jana Zielińskiego
Konik Garbusek, 1975
Nowe szaty króla, 1976
Pieśń o lisie, 1976
Piotruś i wilk, 1978
Tymoteusz wśród ptaków, 1978
Królowa Śniegu, 1980
Tkaniny unikatowe. Mity i krajobrazy, 1991(?)
Spotkanie z Polą Raksą, 1996
Wieczór z Grzegorzem Królikiewiczem, 1998
Wieczór z Hanką Bielicką, 2000
Wieczór z Andrzejem Żuławskim, 2008
[1] M. Davis, Q. Troupe, Miles. Autobiografia, tłum. F. Łobodziński, wyd. 5, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2013, s. 414.
[2] Tamże, s. 7.
[3] Tamże, s. 12.
[4] Tamże, s. 29.
[5] Tamże, s. 29.
[6] Tamże, s. 230.
[7] Tamże, s. 9.
[8] F. Łobodziński, “Filip Łobodziński: Od jakiegoś czasu muzyka przestała być pokoleniowym sztandarem” [rozmawia Wojciech Przylipiak], Dziennik.pl, 2 kwietnia 2019, https://muzyka.dziennik.pl/news/artykuly/594853,filip-lobodzinski-tlumacz-jest-jak-jazzman-i-tyran.html
[9] M. Fiejdasz-Kaczyńska, “Zestaw do tłumaczenia (6). Filip Łobodziński: Trans”. 9.11.2020. Culture.pl, https://culture.pl/pl/artykul/zestaw-do-tlumaczenia-6-filip-lobodzinski-trans.