Partnerstwo chińsko-rosyjskie jest przedstawiane jako jeden z filarów nowego wielobiegunowego świata i zjednoczony front przeciwko dominacji Zachodu, co zostało przypieczętowane porozumieniami podpisanymi w tegoroczne rocznice zakończenia drugiej wojny światowej zarówno w maju w Moskwie, jak i w sierpniu w Pekinie. Mimo publicznej przyjaźni i wspólnego kierunku antyzachodniego za dyplomatycznymi szczytami i ceremonialnymi deklaracjami kryje się jednak relacja ukształtowana nie przez organiczne zaufanie, co przez konieczność. To, co dziś łączy Pekin i Moskwę, to przede wszystkim zbieżność potrzeb politycznych – dwa reżimy poszukujące w swoim towarzystwie bezpieczeństwa i międzynarodowej legitymizacji. Tę współpracę na poziomie elit politycznych obie strony starają się uwiarygadniać i przekładać na inne warstwy społeczne, w których nadal obecna jest wzajemna podejrzliwość.
Nieufność pomiędzy Chinami a Rosją historycznie związana była przede wszystkim z łączącą oba kraje wspólną granicą liczącą ponad cztery tysiące kilometrów. Jej obecny kształt to zasługa przede wszystkim dziewiętnastowiecznej inwazji rosyjskiej. Zakończyła się porozumieniami, które Chiny określają mianem nierównoprawnych traktatów; to wtedy dynastia Qing przekazała Imperium Rosyjskiemu ponad milion kilometrów kwadratowych swojego terytorium chociażby na mocy traktatu ajguńskiego z 1858 roku i pekińskiego z 1860 roku. Dla Moskwy było to odzyskanie ziem, które zostały jej zabrane przez Cesarstwo Chin traktatem nerczyńskim w 1689 roku; dla Pekinu – trwała hańba wpisana w dominującą narrację polityki historycznej o zagranicznej eksploatacji w obliczu słabości państwa chińskiego („sto lat narodowego upokorzenia”). „Narodowe upokorzenie” dokonane przez siły zewnętrzne takie jak Japonia, Wielka Brytania czy Francja wciąż stanowią część chińskiej edukacji patriotycznej, gdzie opowieść o „utraconych ziemiach” wzmacnia zbiorowe poczucie krzywdy. Rola Rosji jest jednak przez władze łagodzona i wyciszana w imię obecnego kierunku dyplomatycznego.
Spory graniczne pojawiały się również po powstaniu Chińskiej Republiki Ludowej. W 1964 roku Pekin ponownie podniósł kwestię niesprawiedliwie narzuconej linii demarkacyjnej. Wstępne negocjacje chińsko–rosyjskie nie zakończyły się powodzeniem, a rozlokowanie wzajemnych wojsk wzdłuż Amuru i Ussuri przekształciło granicę w potencjalną strefę wojny. Konfrontacja osiągnęła szczyt w marcu 1969 roku, gdy chińskie i sowieckie oddziały starły się na wyspie Zhenbao (Damanskij). Potyczki miały miejsce także przy granicy w Sinciangu. Przez pewien czas obie strony przygotowywały się nawet do eskalacji nuklearnej. Kolejne dekady przyniosły stopniową normalizację: zawieszone stosunki bilateralne wznowiono w latach 80., w 1991 roku podpisano umowę graniczną, na mocy, której do Chin wróciła m.in. wspomniana wyspa Zhenbao. Ostateczne porozumienia w 2003 i 2008 roku zwróciły Pekinowi kolejną część ziem.
Na papierze spór został zamknięty; jednak w społecznej pamięci zbiorowej – nie do końca. Wzdłuż Amuru miejsca pamięci opowiadają starannie wyreżyserowaną historię podporządkowaną celowi łagodzenia ewentualnych napięć z Moskwą. Przykładowo Muzeum Traktatu Ajguńskiego w Heihe (położonego tuż przy granicy w prowincji Heilongjiang) opowiada o wydarzeniach z XIX wieku w sposób niejako bagatelizujący i nawołujący do działania na rzecz pokoju; w tym celu pomija chociażby bardzo istotne wydarzenie jak masakra w Błagowieszczeńsku dokonana przez Rosjan na Chińczykach w 1900 roku. Jednak w obu społeczeństwach nadal wybrzmiewa wzajemna do siebie niechęć. Rosjanie obawiają się chińskiej obecności na rosyjskim „Dalekim Wschodzie”, gdzie Chińczycy dzierżawią 16% wszystkich ziem uprawnych i emigrują zarobkowo; jest to odbierane jako eksploatacja zasobów naturalnych i „zabieranie” stanowisk pracy. Z kolei w sieci chińskie nacjonalistyczne głosy wciąż nazywają Władywostok jego dawną nazwą Chajszenwaj i domagają się jego zwrotu do Chin.
Na górze róże
Mimo niezabliźnionych ran i wzajemnej nieufności obu społeczeństw są one łączone ze sobą decyzją elit politycznych. Bilateralne spotkania, parady czy wspólne deklaracje „przyjaźni bez granic” przedstawiają pewną wizję harmonii niekoniecznie wynikającą z zaszłości historycznych. W centrum „nowej ery” stosunków chińsko-rosyjskich stoi osobista relacja obu przywódców kraju – Xi Jinpinga i Władimira Putina – pielęgnowana zarówno jako symbol, jak i substytut społecznego zaufania. Xi i Putin spotkali się razem więcej razy niż z jakimkolwiek innymi światowymi liderami – odbyli oni ponad czterdzieści spotkań od 2013 roku – a ich relacja służy jako gwarancja partnerstwa. Ideologicznie spaja ich wspólne postrzeganie świata przez pryzmat leninowskiej filozofii; w hasłach takich jak: polityka jako walka, Zachód jako moralny przeciwnik, historia jako narzędzie legitymacji – wydają się rozumieć bez słów. Jednak pomimo deklaracji o „drogim przyjacielu” czy nawet „najlepszym przyjacielu” to nie osobisty sentyment przybliża oba państwa, a wspólne ambicje ich przywódców. Polegają oni na sobie, aby legitymizować krajowe narracje o odporności, suwerenności i oporze wobec Zachodu.
Ta więź na poziomie osobistym przenika na instytucje państwowe. Zwłaszcza od rosyjskiej inwazji na Ukrainę ministrowie spraw zagranicznych i obrony również spotykali się regularnie; organy partyjne jak Wydział Łączności Międzynarodowej KPCh podtrzymują kontakty z rosyjskimi ruchami politycznymi; a biurokracja kulturalna koordynuje stały rytm wymian. Wszystkie te spotkania mają przekonać oba społeczeństwa, że bliskość obu państw jest naturalna i zakorzeniona we wspólnych wartościach już od wielu lat. Lata 2024–2025 ogłoszono „Latami Kultury Chińsko–Rosyjskiej”, w ramach których zaplanowano ponad 230 wydarzeń w stu miastach. To tylko część setki projektów zaplanowanych w ramach „Planu działania współpracy rosyjsko–chińskiej w zakresie kontaktów międzyludzkich i wymiany kulturalnej do 2030 roku”. Widoczną współpracę kulturalną obrazują także koprodukcje filmowe jak „Czerwony Jedwab”, który miał swoją premierę w 2025 roku. Akcja filmu toczy się w 1927 roku i przedstawia historię o tym, jak członkowie KPCh i radzieccy oficerowie „sekretnie walczą ramię w ramię, aby obronić sprawiedliwość”. Podobne narracje, niewątpliwie powtarzane także w trakcie innych wydarzeń, tworzą poczucie długoletniej wspólnoty pomiędzy społeczeństwami. Nawet przestrzeń miejska służy podtrzymywaniu iluzji: w Heihe Muzeum Chińskich Emigrantów do Rosji utrzymuje pamięć o wspólnych powiązaniach, a w Harbinie rosyjskie dziedzictwo miasta odżywa jako atrakcja turystyczna dla obu stron.
Władze kładą nacisk także na wymiany międzyludzkie; lata 2026–2027 mają być „Latami Wymiany Międzyedukacyjnej”. Od 2020 do 2024 roku liczba chińskich studentów udających się na wymianę do Rosji wzrosła o 72%; w 2024 roku Chińczycy stanowili również 36% liczby wszystkich studentów studiów magisterskich w Rosji. W Rosji także rośnie zainteresowanie wschodnim kierunkiem – język chiński ma być także drugim najpopularniejszym językiem obcym do nauki po angielskim, a liczba szkół oferujących kursy językowe miała wzrosnąć o 123%. Państwa pracują również nad ułatwieniem podróży do sąsiada. Choć liczba turystów w obu krajach nie wróciła do poziomów sprzed pandemii, systematycznie rośnie; wprowadzane obecnie regulacje takie jak ruch bezwizowy pozwalający Rosjanom na podróż do 30 dni czy obietnice Putina do odwzajemnienia gestu przyczynią się do zwiększenia wymiany.
Znaczącym „klejem” mającym spoić oba społeczeństwa pozostaje także ideologia. Choć wspólne świętowanie Dnia Zwycięstwa w Moskwie czy 80. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej w Pekinie służyło wysłaniu pewnej wiadomości w stosunku do szeroko pojętego Zachodu, stanowiło równie ważny sygnał wewnątrz obu państw. Przedstawienie Rosji i Chin jako jedynych zwycięzców nad faszyzmem połączonych wspólnym doświadczeniem poświęcenia, a także spadkobierców powojennego ładu międzynarodowego tworzy kolejną historyczną legitymizację obecnej przyjaźni obu państw.
Jednak im bardziej ta harmonia jest inscenizowana, tym bardziej sztuczna się wydaje. Eksperci wskazują na to, że „im gorsze rosyjskie relacje z Zachodem, tym lepsze relacje z Chinami”, a obecna sytuacja wielopoziomowej przyjaźni nie byłaby możliwa, gdyby Rosja nie była „skazana” na Chiny przez rosnącą zależność od Pekinu wywołaną przeciągającą się inwazją na Ukrainę. Przykładowo obecnie 71% Rosjan deklaruje, że nosi chińskie ubrania, a 57% – buty; lecz chińskie produkty zdominowały rosyjski rynek dopiero po tym, jak zachodnie marki się z niego wycofały. Co więcej, koordynacja elit nie przekłada się na prawdziwe zaufanie i inicjatywę pomiędzy społeczeństwami. Widać to chociażby przy obiecywanych na poziomie państwowym chińskich inwestycji na rosyjskim „Dalekim Wschodzie”; większość z nich pozostała niespełniona, ograniczana przez rzekomo nieżyczliwą rosyjską biurokrację, lokalną korupcję i lęk przedsiębiorców nie tylko przed rosyjską nieprzewidywalnością, ale także przed zachodnimi sankcjami. Z kolei rosyjscy przedsiębiorcy narzekają na nieprzejrzystość i egoizm chińskich partnerów.
Co ciekawe, nawet na poziomie instytucjonalnym zaufanie pomiędzy obiema stronami jest ograniczone. Wyciek dokumentów rosyjskich służb specjalnych sugeruje, że działalność szpiegowska Chin w Rosji jest bardzo aktywna na wielu polach – wojnie na Ukrainie, technologii wojskowej czy działaniach w Arktyce. Moskwa pozostaje czujna wobec infiltracji, lecz i Pekin bada wariografem powracających z Rosji szpiegów czy kontroluje przebywających na wymianach studentów. „Przyjaźń bez granic” ma zatem znaczące, choć niewidoczne na pierwszy rzut oka limity.
Podsumowanie
Chińsko-rosyjska „przyjaźń bez granic” to relacja stworzona z konieczności, nie z przekonania, w której wspólne ceremonie i deklaracje na najwyższym poziomie dyplomatycznym mają przykryć brak prawdziwej zaufania. Dla Pekinu Rosja stanowi użyteczne narzędzie w osłabianiu zachodnich struktur i propagowaniu alternatywnego ładu międzynarodowego; dla Moskwy – źródło przetrwania i symboliczny dowód, że nie jest całkowicie izolowana. Ta równowaga opiera się na kalkulacji, nie na emocji. Pekin i Moskwa potrafią dziś mówić jednym głosem przeciwko Zachodowi, ale w bilateralnych stosunkach nadal ich wiele dzieli. Podczas gdy elity inscenizują jedność, społeczeństwa wciąż pozostają obce, a pod powierzchnią oficjalnych gestów wciąż pulsuje pamięć dawnych rywalizacji, resentymentów i lęków. Relacja pozostaje zatem zawieszona pomiędzy historyczną urazą a strategiczną koniecznością, bo docelowo oba podmioty chcą grać solo.
 